Mając już serdecznie dość odmrażania sobie tego i owego w szarym, deszczowym Leuven, pojechałam odwiedzić przyjaciółkę w Walencji. Koniec listopada, a ja pakuję do walizki szorty i sandały!
Słońce, plaża, wino, tortilla de patatas (chociaż moja najulubieńsza jest w Maladze!), palmy, zakupy, plotkowanie, zwiedzanie. Śniadania w ciepełku na tarasie.
Cóż... Wiele się nie nacieszyłam, bo prawie całe dwa tygodnie byłam chora, ale i tak już lepiej chorować mając palmy za oknem. Świeże mango na śniadanie, lunch albo kolację, co kto woli. Ja mango uwielbiam, więc dla mnie może być równie dobrze saute, z jogurtem i musli na śniadanie albo jako chutney w daniach obiadowych. Szczególnie w połączeniu marynowanym imbirem albo kardamonem. A przepis na chutney z mango już niebawem! :) Sok z mandarynek i brzoskwiń. Kawa. Jakoś przeżyłam i udało się jednak chociaż troszkę skorzystać z wyjazdu. (To i tak wartość dodana do cudowności samej w sobie spędzenia dwóch tygodni z moją przyjaciółką!)
Dziś na dobranoc dwie migawki. Ciąg dalszy niebawem :)
Dziś na dobranoc dwie migawki. Ciąg dalszy niebawem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.